Cierpliwość jest cnotą, podobno.
Jak już wcześniej pisałam, czekamy na pozwolenie na budowę, czekamy już 1,5 miesiąca...
A rzekomo termin jest 30 dni.
Oczywiście jest, ale można go rozszerzyć, a w naszych urzędach to potrafią.
Gdybym ja przyjmując w pracy jakieś dokumenty, wnioski, podania, nie zauważyła istotnych uchybień, czy braków, to długo bym miejsca nie zagrzała, ale pracownikom urzędów wszystko wolno!
Przyjmując ode mnie podanie o pozwolenie na budowę nie zauważono, że mapka jest nieaktualna (przecież jakieś 6 miesięcy czekałam na decyzję odnośnie drogi wyjazdowej z mojej działki na drogę wojewódzką), nie zauważono braku oświadczenia o prawie do dysponowania nieruchomością... oraz okazało się, że warunki zabudowy nie są do końca zgodne z projektem (bzdura, co prawda, ale dla nich rzecz istotna, a załatwiłam to w UM w 15 minut).
W ten sposób urzędy przedłużają sobie terminy, a ja osobiście uważam, że mają za mało pracy, ponieważ na każdym kroku szukają dziury w całym i dodatkowo powiększają i tak nie małą biurokrację.
I pomyśleć, że swoją przygodę z Salsą rozpoczęłam 11 miesięcy temu, kiedy to kupiłam projekt i ruszyłam z papierkami.
Wtedy jeszcze pewna byłam, że do zimy ruszymy z budową, a do lata ... oj, polskie realia załatwiania spraw urzędowych...
Mam cichą nadzieję, że do zimy uda się naszą Salsę zadaszyć.
P.S. W myślach już urządzam wnętrza. Czy Wy też tak macie?? Hihi. Pozdrawiam.